Właściwie to nie wiadomo jak to jest "długo....."
Czy miesiąc przerwy to miła odmiana, odpoczynek od przynudzającej, trwającej w samozachwycie nad swoją osobą i niebywałym talentem autorką bloga, czy czas potęgujący napięcie w oczekiwaniu na to, co też tym razem powstanie. W końcu czasu było bardzo dużo, mogły powstać wspaniałe, dopracowane projekty, zachwycające zestawieniem kolorystycznym i formą....
Pisze ten post, czując że jednak nic z powyższych nie ma miejsca.
Zrobiłam prototyp kolczyków, które teraz będę pleść w różnych zestawieniach kolorystycznych.
Kiedy szyłam te kolczyki, stwardniałam na granit. Nie mogłam już patrzeć na koraliki, które po prostu psują pracę. Mają nierówne dziurki i ciągle trzeba coś cofać, bo igła nie przejdzie. Takie wielokrotne kłucie sznurka powodowało, że się strzępił i efekt końcowy lądował w koszu.
Szkoda było czasu i pomysłów. Zabrałam więc moje 80 kg granitu do pasmanterii i zakupiłam igły, nówki sztuki, nie ostre, by nie plamić krwią wykończonych już kolczyków. Najczęściej "krwawiłam" przy podszywaniu prac, czyli na samym końcu. Wykorzystałam też panie z Kadoro, które spakowały mi nowe koraliki Toho do wykończeń i trochę szura. Bo, mimo podpowiedzi, że biżuteria dobrze by była stonowana kolorystycznie, ja już miałam ochotę na sznurach posiadanych, w tonacjach zimowo- jesiennych , się powiesić. Potrzebowałam jednak zastrzyku optymizmu.
Zanim paczki doszły wykończyłam moje prototypy....
Kolczyki są długie ( znowu),
to znaczy mają około 10 cm, bez bigla.
Są zawieszone na posrebrzanych zamkniętych biglach i od tyłu mają maskujące różyczki.
Oczywiście prototyp prototypem, następne już będą ładniejsze. Na pewno różyczki będą inne, motylki z góry - jako zbyt infantylne też zamienimy na różyczki.
i już miałam narzekać na światło, kiedy wyszło słonce i oświetliło ...
a tak prototyp wygląda na uchu.
Nie umiem "fot z rąsi" robić....
Mam nadzieję, że wydzwięk postu jest jednak trochę pozytywny, albo humorystyczny....